W Ekstraklasie wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły już na kilka kolejek przed końcem sezonu. Znamy już mistrza i wicemistrza Polski, pucharowiczów oraz dwóch spadkowiczów. Zgoła odmienny jest krajobraz I ligi – tutaj na dwie serie gier przed finiszem rozgrywek co prawda wiemy już, że degradacji doświadczą Chojniczanka i Sandecja, natomiast wciąż znakiem zapytania pozostaje, kto awansuje do elity bezpośrednio, kto wystartuje w barażach i kto przejdzie przez nie suchą stopą. Pod tym względem zaplecze Ekstraklasy przypomina film fabularny, w którym kumulacja emocji następuje dopiero w finałowych scenach, kiedy bohaterowie bezpośrednio konfrontują się z najpoważniejszymi rywalami. Lider I ligi chce w ten piątek przyklepać awans, z kolei żółto-niebiescy muszą zwyciężyć, by złapać się ostatniej deski ratunku w pościgu za czołową szóstką. Kto zrealizuje w Gdyni swoje aspiracje? W piątek o 20:30 Arka podejmuje na Stadionie Miejskim ŁKS Łódź.

Postawa łodzian w tych rozgrywkach stanowi jednak pewną niespodziankę. Przed rozpoczęciem kampanii niewielu ekspertów typowało ,,rodowitych” do awansu. Przy al. Unii Lubelskiej borykano się z problemami organizacyjnymi, a kadra zespołu także nie wyglądała na najsilniejszą w stawce. Tymczasem zawodnicy Kazimierza Moskala tydzień po tygodniu robili swoje. Taka regularność w podnoszeniu z murawy trzech punktów zaprowadziła ich do miana lidera I ligi po rundzie jesiennej. Zimą działacze biało-czerwono-białych rozsądnie wzmocnili newralgiczne pozycje: na lewą obronę sprowadzili Serba Milana Spremo z bośniackiego FK Borac Banja Luka, a na ,,szóstkę”, z obsadą której po odejściu Maksymiliana Rozwandowicza do Zagłębia Sosnowiec mieli problemy, wypożyczyli z Wisły Płock bardzo mobilnego Michała Mokrzyckiego. Te operacje zadziałały zgodnie z oczekiwaniami, pozwoliły wyeliminować drobne mankamenty i znacznie zwiększyły skuteczność drużyny w defensywie (co jesienią stanowiło w przypadku łodzian piętę achillesową). Na dwie kolejki przed końcem sezonu ŁKS gra, jak na ,,rycerzy wiosny” przystało, nieprzerwanie okupując fotel lidera i będąc już tylko o jeden malutki kroczek od Ekstraklasy. W tym momencie ,,rodowici” mają trzy punkty przewagi nad drugim Ruchem i pięć nad trzecią Wisłą, z którą bilans meczów bezpośrednich przemawia na ich korzyść. Do przypieczętowania awansu wystarczy im jeden punkt w dwóch kolejkach. Kazimierz Moskal na wyciągnięcie ręki ma już drugą promocję do elity wywalczoną z klubem z al. Unii Lubelskiej. 56-letni szkoleniowiec stworzył świetną drużynę, znakomicie przygotował zespół pod kątem fizycznym i taktycznym, formacje w tej ekipie zazębiają się między sobą, a piłkarze harują zarówno w obronie, jak i w ataku. Z tym ostatnim aspektem problemy na większość polskich drużyn, które z miernym skutkiem próbują uczyć się modnego w Europie systemu z wahadłowymi. W ŁKS-ie uniwersalność zawodników i ich indywidualny balans między ofensywą a defensywą doskonale funkcjonuje w strategii 4-3-3. Kapitalnie między słupkami spisuje się 19-letni Aleksander Bobek, w przypadku którego mówi się o zainteresowaniu klubów Serie A, m.in. Juventusu. Co prawda młody golkiper popełnił w tym sezonie kilka widocznych błędów, natomiast spektakularne parady i wyciąganie piłek niemożliwych do wyciągnięcia rekompensują pojedyncze niedociągnięcia. Na prawej obronie łodzian obejrzymy w piątek autora czterech asyst w tym sezonie Kamila Dankowskiego, a po przeciwnej stronie boiska miejsce zajmie albo Milan Spremo (w ostatnim spotkaniu Serba zabrakło z powodu urazu), albo – jeżeli ten ostatni nie zdąży się wyleczyć – Artemijus Tutyskinas. Bardzo doświadczony środek obrony ,,rodowitych” tworzą 36-letni Maciej Dąbrowskidoskonale znany w Gdyni, ciepło wspominany były kapitan Arki, 34-letni Adam Marciniak. Pierwsza i druga linia biało-czerwono-białych to już prawdziwy ogień. Trójkąt w linii pomocy zawiązują defensywny Michał Mokrzycki i ustawieni wyżej 19-letni Mateusz Kowalczyk (5 goli i 4 asysty w tej kampanii) oraz Michał Trąbka (5 ostatnich podań). Z kolei za funkcjonowanie łódzkiej ofensywy odpowiadają Pirulo (15 bramek i 7 asyst) i Bartosz Szeliga (6 goli i 4 ostatnie podania) schodzący często do środka z boków boiska oraz ulokowany przed nimi Piotr Janczukowicz (6 bramek w tym sezonie). ŁKS dysponuje szalenie groźnymi flankami. Z prawej strony akcje napędzają Pirulo i podłączający się do ataku Dankowski, a z lewej – Szeliga oraz często schodzący do boku Trąbka. Jak na lidera przystało, liczby ,,rycerzy wiosny” wyglądają dumnie. Podopieczni Moskala mogą pochwalić się drugą najlepszą ofensywą i defensywą w lidze – strzelili już 56 goli, stracili tylko 35. Ta drużyna to monolit, który będzie bardzo trudny do skruszenia.

Ale Arkowcy muszą ten trud podjąć. Przed tygodniem ekipa Ryszarda Wieczorka nareszcie coś wygrała – zwycięstwo 3:1 w Chojnicach było dopiero drugim w ostatnich dziesięciu potyczkach. Żółto-niebiescy przy ul. Mickiewicza nie powalili na kolana swoją grą, ale nikt w tej fazie sezonu nie patrzy na styl – to nie łyżwiarstwo figurowe, najważniejsze, że zespół zgarnął trzy punkty i pozostał w grze o baraże. Teraz trzeba pójść za ciosem i po raz pierwszy w tych rozgrywkach wygrać w Gdyni z poważnym przeciwnikiem. Nadal kontuzjowani są Martin Dobrotka i Adrian Purzycki, za kartki pauzować będzie Luan Capanni, ale absencja tego ostatniego nie będzie wielkim zmartwieniem dla kibiców. Pod nieobecność Brazylijczyka Kacper Skóra wróci na ,,dziesiątkę”, a na lewym wahadle ponownie zamelduje się Dawid Gojny, który w Chojnicach musiał odcierpieć kartkową karencję. Historia spotkań przemawia na korzyść żółto-niebieskich, którzy wygrywali osiemnastokrotnie przy trzynastu triumfach łodzian. W przypadku meczów rozgrywanych w Gdyni ta statystyka wygląda wręcz porażająco, bo tutaj Arkowcy prowadzą 13:1. Jedyną porażkę na własnym terenie zaliczyli… w barażu dwa lata temu. Teraz gra toczy się właśnie o to, by móc ponownie wystartować w dodatkowym wyścigu o Ekstraklasę. ŁKS-owi trzeba koniecznie zrewanżować się za przegraną sprzed dwóch lat oraz za jesienną wpadkę 1:3 przy al. Unii Lubelskiej. Przed rozpoczęciem 33. kolejki siódma w tabeli Arka ma tyle samo punktów, co szósta Stal Rzeszów, ale przegrywa z nią bilansem bezpośrednich spotkań. W tej serii gier piłkarzy z Podkarpacia czeka eskapada do Tychów – pierwszy gwizdek w niedzielę o 18:00. Zainkasowanie trzech punktów w piątek pozwoliłoby więc podopiecznym Wieczorka na duży komfort psychiczny przynajmniej przez dwie doby.

Za dwa tygodnie o tej porze wszystko będzie jasne. By otrzymać szansę rywalizowania w barażach, Arkowcy – niczym w prawdziwym filmie fabularnym – będą musieli w ostatnich scenach pokonać najpoważniejszych rywali. W piątek po drugiej stronie boiska stanie lider rozgrywek i nie ma tu miejsca na żadne alibi – tego lidera trzeba po prostu rozklepać. Ten sezon I ligi przypomina postmodernistyczne kino Quentina Tarantino, który lubi w swoich filmach bawić się absurdem, hiperbolą, ironią i groteską. W bieżącej kampanii oglądaliśmy już tak wiele sensacyjnych, niewytłumaczalnych logicznie rezultatów, że jedynym pewnikiem jest w tej rzeczywistości brak pewników. To całkowicie absurdalne, że żółto-niebiescy, przy tej liczbie rozczarowań i zawalonych meczów, nadal mają szansę na zakończenie sezonu spektakularnym sukcesem. Biorąc pod uwagę suche fakty i obraz ostatnich spotkań, niewiele wskazuje na to, byśmy mieli prawo do szalonego optymizmu. Jednak zgodnie z prawidłami I ligi, to właśnie w tym momencie zwiększa się prawdopodobieństwo końcowego świętowania. Zróbmy więc wszystko, co w naszej mocy, by energetycznym dopingiem pomóc piłkarzom w wyszarpaniu zwycięstwa, odłożeniu fety ŁKS-u na drugi termin i podtrzymaniu własnych marzeń o awansie. O moja Areczko, nie zdradzę cię!