,,Przysięgam wam, że płynie czas, że płynie czas i zabija rany, tylko dajcie mu czas, dajcie czasowi czas” – pisał Edward Stachura. Te słowa oczywiście brzmią pięknie, ale w tym momencie luksus posiadania czasu na spokojne dochodzenie do siebie po bólu odczuwanym przez starcie z Wisłą jest ostatnim, na co żółto-niebiescy mogą sobie pozwolić. Tu raczej musi zadziałać stare porzekadło ,,czym się zatrułeś, tym się lecz” i migrenę wywołaną konfrontacją z poprzedniego weekendu trzeba zwalczyć kolejnym występem boiskowym – tyle, że tym razem z radykalnie innym efektem końcowym. Na lizanie ran los zaplanował podopiecznym Hermesa spotkanie, które otwiera przed nimi całą gamę możliwości na poprawienie sobie nastroju. Ich rywalem będzie bowiem drużyna, która kołysze się tuż nad strefą spadkową, nie pokazuje w tym sezonie efektownej piłki, a na domiar złego nawet swoje mecze domowe rozgrywa na innym stadionie. Choć ten ostatni problem, jak pokazuje przypadek gdynian, wcale nie musi powodować wielkich tarapatów. Mamy nadzieję, że żółto-niebiescy po raz kolejny w tych rozgrywkach skorzystają z atutu obcego boiska. W niedzielę o 15:00 Arka zagra w Niepołomicach z Sandecją Nowy Sącz.

Sączersi jesienią uciułali zaledwie 14 punktów i zimowali jako czerwona latarnia I ligi ze stratą trzech oczek do bezpiecznej strefy (choć o jakim bezpieczeństwie my tu mówimy, skoro losy utrzymania będą się ważyć do ostatniej kolejki). W trakcie przygotowań do rundy wiosennej drużyna wyjechała na zgrupowanie do Sanoka i rozgrywała szereg sparingów z zespołami ze Słowacji. Akcentów związanych z naszymi południowymi sąsiadami znajdziemy zresztą w Sandecji więcej. Trenerem biało-czarnych od września jest Stanislav Varga, a zimą do klubu zostali sprowadzeni piłkarze z ojczyzny Martina Dobrotki: znany z gry w Wiśle i Jagiellonii lewoskrzydłowy Martin Kostal oraz rozgrywający Denis Potoma. Jeżeli dodamy do tego pozyskanie wracającego po kontuzji byłego zawodnika Pogoni Bośniaka Zvonimira Kożulja, wyciągnięcie z Levadii Tallin estońskiego napastnika Roberta Kirssa, zwiększenie rywalizacji w bramce jego rodakiem Karlem-Rometem Nommem czy poszerzenie wyboru w formacji defensywnej wypożyczeniami Krystiana Palacza z Lecha i Dariusza Pawłowskiego z Radomiaka, to całościowo wyjdzie nam na papierze zupełnie udane okienko transferowe. Choć pojawiły się też ubytki – najlepszy asystent zespołu w rundzie jesiennej Łukasz Kosakiewicz zdecydował się skorzystać z oferty Kotwicy Kołobrzeg, decydujący w ostatnich latach o obliczu sądeckiego środka pola Damir Sovsić wsuwa już kimchi w koreańskim Cheonan City, a Giorgi Merebaszwili poluje na kolejnego prezesa, którego będzie w stanie przechytrzyć dryblingiem. Varga wykonuje przy Kilińskiego dobrą robotę. Uporządkował drużynę, opanował chaos i panikę na murawie. Oczywiście, Sandecja nadal nie dysponuje wielkim potencjałem piłkarskim i posiada skład, który nie zapewni jej spokojnego utrzymania na kilka kolejek przed końcem. Ale w tym momencie zespół wie już, co ma grać, a nie ciska piłki na wszystkie strony świata jak na orliku (co jesienią często mu się zdarzało). Nowosądeczanie udanie zaczęli rywalizację w nowym roku – wygrali 3:0 z Górnikiem Łęczna i zremisowali 1:1 z Resovią, dzięki czemu błyskawicznie wygrzebali się ze strefy spadkowej. Na razie mają tyle samo punktów, co Chojniczanka i rzeszowianie, ale gra biało-czarnych rokuje przyzwoicie. Wygląda na to, że przyzwyczaili się do toczenia bojów przy ul. Kusocińskiego w Niepołomicach, gdzie z racji przebudowy swojego stadionu podejmują przeciwników w charakterze gospodarza. Zdecydowaną większość swojej gry ofensywnej Sandecja opiera na skrzydłach – co prawda występujący na prawej flance Damian Chmiel w maju skończy 36 lat, ale Chmiel ma to do siebie, że potrafi wprawić człowieka w dobry nastrój w każdym wieku, natomiast na przeciwległej stronie biega Kostal. Akcje na połowie przeciwnika często oskrzydlają też boczni obrońcy – 20-letni Jakub Iskra oraz Kamil Słaby. Wyłączenie z gry boków boiska będzie podstawowym obowiązkiem Arkowców w niedzielne popołudnie. W środkowych sektorach za Dariusza Dudka panowało sporo rotacji, ale Varga wprowadził stabilizację. Centrum defensywy obsadzają Michal Piter-BuckoTomasz Boczek przeszkadzający w dostępie do bramki Matusa Putnocky’ego, a w środku pola mamy do czynienia z ustawionymi nieco niżej Bartłomiejem KasprzakiemMaissą Fallem oraz operującym za plecami napastnika Potomą. W roli wysuniętego snajpera słowacki szkoleniowiec widzi natomiast Jakuba Wróbla. Sączersi nie są w tym sezonie demonami skuteczności – charakteryzuje ich druga najsłabsza ofensywa w lidze, efektywniejsza jedynie od Skry Częstochowa. Zaledwie 19 strzelonych goli z pewnością nie przynosi chluby nowosądeczanom. Lepiej prezentują się za to w walorach obronnych. Stracili w tej kampanii 28 bramek, a więc… o jedną mniej niż Arka. Oczywiście to unaocznia skalę problemu w gdyńskim obozie, natomiast nie można też odmówić konsekwencji w destrukcji piłkarzom Vargi. Niewykluczone, że w niedzielę żółto-niebiescy będą musieli się wykazać sporą cierpliwością, by pokonać Putnocky’ego.

Wiosenna Arka jest drużyną pełną nierówności. W Sosnowcu rozegrała dwie całkowicie różne od siebie połowy, przeciwko Wiśle uczyniła to samo – tyle, że w odwrotnej kolejności. Hermes na konferencji pomeczowej przyznawał, że w jego opinii zespół prezentował się bardzo dobrze. My też doceniamy pozytywy, jakie dało się w tym spotkaniu zauważyć, jednak nie otrzymuje się za nie punktów, a fakty są takie, że czołówka przed tygodniem mocno gdynianom odjechała. W tej chwili Arkowcy tracą już siedem punktów do drugiego Ruchu, jednocześnie mając zaledwie jedno oczko przewagi nad Wisłą. Obowiązkowo trzeba zapoczątkować serię zwycięstw, bo tempo peletonu się nie zmniejszy. Przed zawodnikami Hermesa pojedynki z Sandecją, Resovią, Górnikiem Łęczna i Odrą Opole, a zatem starcia z gatunku ,,must win”. Piłkarze bardzo potrzebują takiej passy, również po to, by złapać psychiczny luz i mocniej uwierzyć we własne umiejętności. Taka reanimacja mentalna przyda się zwłaszcza Karolowi Czubakowi, który w dwóch wiosennych spotkaniach zmarnował łącznie dziewięć sytuacji podbramkowych. Bez jego trafień drużyna nie będzie w stanie walczyć o najwyższe laury. Podstawowy napastnik żółto-niebieskich potrafi strzelać gole seriami, ale potrzebuje odblokowania. W rundzie jesiennej zapoczątkował zdobywanie bramek właśnie w rywalizacji z Sandecją i mamy nadzieję na powtórkę takiego scenariusza. Silna i skuteczna ofensywa jest w tym momencie tym większą potrzebą, że postawa Arkowców w defensywie zakrawa o pomstę do nieba. Po raz ostatni żółto-niebiescy zachowali czyste konto 4 września. To było 175 dni temu. Robert Lewandowski miał przed sobą całą fazę grupową Ligi Mistrzów w barwach Barcelony, Czesława Michniewicza dzieliły dwa miesiące od ogłoszenia powołań na mistrzostwa świata, Iga Świątek dopiero rozpoczynała wielkoszlemowe US Open, które później wygrała, Dawid Kubacki szykował się do ostatnich zawodów w skokach narciarskich na igelicie i nawet nie myślał o zimie, a Bartosz Zmarzlik nie był jeszcze mistrzem świata na żużlu. Nieprawdopodobna indolencja gdynian pod własną bramką musi się skończyć, a przynajmniej mocno ograniczyć, bo przy takiej postawie tylnej formacji marzenie o awansie wygląda jak wspinaczka na Rysy z plecakiem pełnym kamieni. Liczymy, że przełamanie nastąpi w Niepołomicach. Bilans spotkań z Sączersami jest korzystny dla Arki, która zwyciężała 10 razy przy 4 wygranych nowosądeczan. Tyle, że wszystkie te cztery triumfy biało-czarnych miały miejsce na ich terenie, więc należy zachować czujność. I nie powielać błędów z sierpnia, kiedy Michał Marcjanik zapakował w 90. minucie samobója na wagę remisu. To jest naprawdę ostatni dzwonek, żeby wziąć się w garść.

Mimo panowania lutego, coraz dłuższe dni, wcześniejsze wschody i późniejsze zachody słońca delikatnie sugerują przybywanie wiosny. Nie można jeszcze mówić o jej nadejściu, ale pojawiają się symptomy, że zima nie będzie trwała wiecznie – mamy do czynienia ze swoistym przedwiośniem. W przedwojennej powieści o takim tytule Stefan Żeromski opisał dzieje Cezarego Baryki, który przechodzi przemianę z chłopca w mężczyznę. Taka transformacja musi stać się też udziałem Arkowców, by nadzieja w Gdyni wciąż płonęła. Trzeba wziąć na siebie wszystkie trudności i podejść do ich dźwigania z konsekwencją, po męsku. Oby w niedzielę piłkarze Hermesa wracali nad morze w podobnych nastrojach, w jakich przybywali z Sosnowca. Nigdy cię nie zdradzimy, nie opuścimy cię, jesteś naszą miłością, Arko, kochamy cię!