Do rywalizacji w spotkaniu 20. kolejki I ligi z Górnikiem Łęczna Arkowcy przystępowali z chęcią zmniejszenia sześciopunktowej straty do swojego przeciwnika, który plasował się na pozycji wicelidera tabeli. Miał to być mecz na przełamanie i poprawę nastrojów po bolesnej klęsce na boisku w Niepołomicach. Dariusz Marzec zdecydował się na ustawienie z trójką obrońców, Adamem Danchem łatającym w środku pola dziurę po Adamie Dei i Kacprem Skórą oraz Marcusem na skrzydłach. Kamil Kiereś zaskoczył z kolei brakiem w wyjściowym składzie Bartosza Śpiączki, który wracał do kadry meczowej zielono-czarnych po odcierpieniu czterech spotkań zawieszenia za czerwoną kartkę. Na bokach pomocy starcie w Gdyni rozpoczęli Serhij Krykun i Michał Mak.

Pierwszy kwadrans przebiegał na placu gry dość sennie. W 13. minucie pierwszy strzał na bramkę Arki oddał Kalinkowski, jednak jego próbę z 25 m łatwo wyłapał Kajzer. Między 15. a 18. minutą mieliśmy do czynienia z dwiema akcjami przeprowadzonymi w tym samym schemacie - prostopadłe podanie Alemana do wpadającego w pole karne Rosołka. Za pierwszym razem wypożyczony z Legii napastnik został jednak zablokowany, a za drugim - po rykoszecie od Leandro piłka trafiła w słupek. Po kolejnych kilku minutach dla odmiany Żebrowski świetnym podaniem uruchomił wbiegającego na dobrą pozycję Alemana, ale Ekwadorczyk ni to strzelał, ni podawał w stronę Rosołka. W 26. minucie po raz pierwszy odgryźli się goście. Wojciechowski świetnie wypatrzył mającego dużo miejsca na prawej stronie Krykuna, przytomnie dograł do Ukraińca, jednak strzał skrzydłowego łęcznian został odbity przez Kajzera. Po chwili znów pokazał się Krykun, tym razem dynamicznie wpadając w szesnastkę Arki i wstrzelając piłkę wzdłuż bramki, akcja zakończyła się interwencją Memicia i wybiciem na rzut rożny. Po kornerze do strzału głową doszedł Wojciechowski, ale pomylił się o kilka metrów. Serię prób Górnika zakończyło mocne uderzenie z 35 m Stromeckiego, w którym jednak było tyleż siły, ile niecelności, bo futbolówka poleciała wysoko nad poprzeczką. W kolejnym okresie dał o sobie znać Valcarce - Hiszpan najpierw sprzed pola karnego uderzył kilka metrów obok lewego słupka bramki Gostomskiego, a po chwili z tego samego miejsca strzelił wyraźnie nad poprzeczką. W 43. minucie żółto-niebiescy mieli furę szczęścia. Po ogromnym zamieszaniu na przedpolu bramki Kajzera piłka najpierw została nastrzelona z metra w rękę Memicia (sędzia Marciniak nie zdecydował się wskazać na wapno), a po chwili strzał Krykuna został zablokowany. Na przerwę gdynianie schodzili więc przy wyniku bezbramkowym.

Druga połowa rozpoczęła się od gongu dla piłkarzy Marca. W 50. minucie drugą żółtą kartkę w spotkaniu za pojedynek w środku pola z Wojciechowskim obejrzał Kasperkiewicz (zdania co do słuszności tej decyzji sędziego są podzielone), w konsekwencji otrzymał kartonik w kolorze czerwonym i musiał opuścić boisko. Goście nie zamierzali zwlekać z wykorzystaniem przewagi. Trzy minuty później wrzucili piłkę z autu na wysokości pola karnego Arki, Mak świetnie przyjął sobie piłkę, jednocześnie przygotowując ją już do strzału, Skóra nie doskoczył do skrzydłowego zielono-czarnych, a ten sprzed szesnastki mocno i precyzyjnie huknął tuż przy prawym słupku bramki Kajzera. Górnik zaczął drugą połowę najlepiej, jak tylko mógł sobie wyobrazić. Podopieczni Marca mogli odpowiedzieć już po dwóch minutach, ale znajdujący się w bardzo dobrej sytuacji w polu karnym Memić po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Alemana główkował nad poprzeczką. Po kolejnych 120 sekundach piłkarze Kieresia przeprowadzili bliźniaczą akcję, Stromecki wrzucił z rzutu wolnego na głowę Wojciechowskiego, jednak ten minimalnie chybił. W 63. minucie jeszcze jednego strzału z dystansu próbował Valcarce, ale piłka poszybowała w znacznej odległości nad bramką. Pięć minut później było już 0:2. Sasin złym zagraniem wsadził Łabojkę na konia, obchodzący wczoraj 20. urodziny pomocnik stracił futbolówkę na rzecz Maka, ten popędził w pole karne i dograł do Śpiączki, który pojawił się na boisku parę chwil wcześniej, a napastnik łęcznian, mając Valcarce na plecach, wymanewrował Hiszpana, obrócił się z piłką, znalazł się sam przed Kajzerem i zapakował futbolówkę do siatki. Druga bramka gości całkowicie podcięła skrzydła żółto-niebieskim, którzy na długie minuty zapadali w boiskowy sen. Na kwadrans przed końcem Skóra strzelał z rzutu wolnego, z jego uderzenia wyszedł tzw. spadający liść, ale ta próba wylądowała wyraźnie nad bramką Gostomskiego. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Żebrowski dograł piłkę w pole karne, Aleman ekwilibrystycznie strzelił piętą, a piłka powędrowała tuż obok lewego słupka Górnika - szkoda, bo mielibyśmy mocnego kandydata do gola sezonu. W trzeciej minucie czasu doliczonego Kukułowicz prostopadłym podaniem wyprowadził Śpiączkę sam na sam z Kajzerem, jednak bramkarz Arki uratował zespół przed stratą trzeciego gola. W ostatniej akcji meczu Hiszpański w rywalizacji z obrońcami przyjezdnych wyłuskał piłkę pod nogi Żebrowskiego, a ten, stojąc sam trzy metry przed bramką... (uwaga, to historia dla ludzi o mocnych nerwach) w jakiś zupełnie niewytłumaczalny sposób przestrzelił, kierując piłkę dwa metry obok słupka. Ta sytuacja podsumowała sobotnią bezradność Arki w starciu z wiceliderem tabeli.

Gdynianie znów zagrali słabe zawody. W pierwszej połowie ich gra momentami jeszcze kleiła się nieźle, bardzo dobrze prezentowali się na boisku Marcus, Aleman czy Skóra. W drugiej części meczu poziom poczynań Arkowców spadł jednak kilka pięter niżej. Od momentu czerwonej kartki dla Kasperkiewicza optymistycznie nie wyglądało już nic, brakowało tempa wyprowadzania akcji, pojawiła się ślamazarność i głupie błędy indywidualne. Żółto-niebiescy do miejsca bezpośrednio premiowanego awansem do Ekstraklasy tracą już dziewięć punktów i jedyne, o czym mogą marzyć w kontekście promocji o ligę wyżej, są baraże. Trzeba się skupić na walce o miejsca 3.-6., która wcale nie będzie łatwiejsza od tej toczonej o lokaty wyższe. Przede wszystkim jednak podopieczni Marca muszą uporządkować własną grę, znaleźć rytm i jakikolwiek sposób na zdobywanie bramek. Bilans pierwszych trzech wiosennych kolejek w lidze wygląda zatrważająco - jedno szczęśliwe zwycięstwo, dwie porażki w słabym stylu, bramki 1:6. Trzeba się ogarnąć, póki jeszcze nie jest za późno. Za tydzień, w sobotę 20 marca o 12:40, Arka zagra na wyjeździe z Miedzią Legnica.


Arka Gdynia - Górnik Łęczna 0:2

Bramki: Mak 53', Śpiączka 68'

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Memić, Valcarce - Skóra (83' Hiszpański), Danch, Sasin (75' Ślesicki), Aleman, da Silva (54' Łabojko) - Rosołek, Żebrowski.

Górnik: Gostomski - Orłowski, Baranowski, Midzierski, Leandro - Krykun (90+3' Jagiełło), Kalinkowski (74' Cierpka), Stromecki, Struski (90+3' Kukułowicz), Mak (73' Banaszak) - Wojciechowski (66' Śpiączka).

Żółte kartki: Danch, Kasperkiewicz (x2), Łabojko - Leandro, Struski, Midzierski.

Czerwona kartka: Kasperkiewicz.

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).