Do Tychów Arka jechała z nastawieniem na przerwanie passy trzech meczów z rzędu bez zwycięstwa. W kadrze żółto-niebieskich zabrakło pauzującego za kartki Huberta Adamczyka oraz chorych Michała Marcjanika i Omrana Haydary'ego. Na pozycji rozgrywającego spotkanie rozpoczął więc Luan Capanni, a skrzydła zostały obstawione przez Mateusza Stępnia oraz wracającego po chorobie Kacpra Skórę. Dariusz Banasik w swoim debiucie na ławce trenerskiej zdecydował się ustawić drużynę w systemie 4-3-3, z Wiktorem Żytkiem, Mateuszem Radeckim i Mateuszem Czyżyckim tworzącymi trójkąt w linii pomocy oraz Krzysztofem Machowskim, Patrykiem Mikitą i Danielem Ruminem odpowiedzialnymi za kreowanie sytuacji podbramkowych.

Pierwszą stosunkowo groźną sytuację stworzyli sobie Arkowcy. W 4. minucie Stępień dostał piłkę na prawym skrzydle, zszedł do środka, wziął na zamach Tecława i uderzył po ziemi w kierunku bliższego słupka, jednak pomylił się o dobre dwa metry. Po kolejnych czterech minutach Jałocha poradził sobie z kąśliwym strzałem Gojnego z ostrego kąta sprzed pola karnego. Niedługo później optyczna przewaga żółto-niebieskich znalazła konkretne potwierdzenie. W 14. minucie znajdujący się na lewym skrzydle Gojny przytomnym podaniem uruchomił stojącego niedaleko linii końcowej Skórę, 19-latek błyskawicznie wycofał futbolówkę w kierunku Czubaka, piłkę pod nogami miał już Tecław, ale w kompletnie niezrozumiały sposób się zawahał, co wykorzystał snajper Arki, wygarniając mu futbolówkę spod nóg, błyskawicznie się podnosząc i momentalnie uderzając przy bliższym słupku. Jałocha stał jak zaczarowany, a piłka odbiła się od słupka i zatrzepotała w siatce. Czubak strzelił swojego 18. gola w sezonie, dzięki czemu zrównał się z liderującym w klasyfikacji strzelców Luisem Fernandezem, a Arka objęła prowadzenie w Tychach. Po upływie pół godziny gry Czubak oddał drugi strzał, tym razem głową po dośrodkowaniu Gojnego z rzutu wolnego, ale futbolówka powędrowała nad poprzeczką bramki Jałochy. Gospodarze po raz pierwszy poważnie zagrozili bramce Kajzera dopiero w 42. minucie - po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Gol tak niefortunnie interweniował, że wyłożył piłkę na strzał z ostrego kąta Radeckiemu, a ten huknął w słupek. Chwilę później Mikita próbował zaskoczyć Kajzera piętą po wrzutce Wołkowicza z lewej strony, natomiast efekt takiego pomysłu okazał się daleki od zamierzonego. Do przerwy podopieczni Hermesa prowadzili przy ul. Edukacji 1:0.

Pierwsze minuty drugiej połowy stały pod znakiem stopniowego zdobywania pola przez tyszan przy biernej postawie Arkowców. Gdynianie igrali z ogniem i sami wywoływali coraz większe zagrożenie pod własną szesnastką. W 60. minucie gospodarze dopięli swego. Spóźniony Dobrotka sfaulował Wołkowicza 25 m od bramki Kajzera, sędzia podyktował rzut wolny, do piłki podszedł sam poszkodowany i fantastycznym uderzeniem nad murem w przeciwległy narożnik bramki żółto-niebieskich przypominającym spadającego liścia pokonał Kajzera, doprowadzając do remisu. Po bramce wyrównującej gra się ożywiła, w znakomitych sytuacjach niecelnie strzelali Capanni i Mikita. W 78. minucie Radecki ostemplował Milewskiego w środku pola, za co obejrzał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko z ,,czerwienią". Piłkarze Hermesa otrzymali okazję do pokazania, czy wyciągnęli wnioski z fatalnie rozgrywanej gry w przewadze, którą zademonstrowali w Opolu. Chwilę później Gol poszedł za akcją, pociągnął na wysokość pola karnego, ale jego centrostrzał przeleciał nad bramką Jałochy. W 84. minucie po dośrodkowaniu Gojnego z kornera Azacki strzelał głową w poprzeczkę. W odpowiedzi Kajzer sparował do boku próbę Domingueza z dystansu. Pięć minut później po kolejnej centrze Gojnego uderzenie głową Żebrowskiego zostało wyblokowane, ale w doskonałej sytuacji znalazł się Azacki, który stojąc 7 m przed bramką Jałochy fatalnie skiksował. W pierwszej minucie czasu doliczonego ładną akcję Skóry na lewej stronie pola karnego kończył nieczystym uderzeniem obok słupka Stolc. Jednak prawdziwy rollercoaster miał dopiero nadejść. W czwartej doliczonej minucie Żebrowski rozegrał dwójkową akcję z Czubakiem, wyrósł nagle przed Jałochą w doskonałej sytuacji, ale odegrał jeszcze do pierwszej strzelby gdynian, a ,,Czubi" wpakował futbolówkę do pustej bramki, zdobył swoją 19. bramkę w sezonie, wyszedł na samodzielne prowadzenie w klasyfikacji strzelców I ligi, ale przede wszystkim dał Arce zwycięstwo w Tychach. Tak wydawało się w tamtym momencie, natomiast gospodarze wznowili grę od środka, zagrali długą piłkę w szesnastkę żółto-niebieskich, a tam Stolc bezmyślnie wpadł w Buchtę, powalając go na murawę i prokurując rzut karny. Sędzia Pskit momentalnie wskazał na wapno, za dyskusje ukarał jeszcze Marcusa czerwoną kartką, a do piłki ustawionej 11 m od bramki Arki podszedł Wołkowicz. Pierwszy strzał lewego obrońcy tyszan okazał się tragiczny, w sam środek bramki, Kajzer obronił to uderzenie, ale już wobec dobitki golkiper gdynian był bezradny. Skończyło się więc na wstydliwym remisie 2:2.

W Wielką Sobotę miało nastąpić zmartwychwstanie tej drużyny, ale znów do niego nie doszło. Wydawało się, że tym razem podopiecznym Hermesa się upiecze, że nie będziemy musieli napisać gorzkich słów, które stały się ostatnio tradycją. Niestety, grajkowie znów dali niebywały pokaz indolencji i frajerstwa. Nie wystarczy, że supersnajper przerastający ligę strzeli dwa gole w drugim meczu z rzędu. Nie wystarczy, że ostatni kwadrans rozgrywają w przewadze. To co im wystarczy? Nie mamy pewności, czy Arka Hermesa wygrałaby z zajączkami ze starszaków z dowolnego gdyńskiego przedszkola. Żółto-niebiescy nie zwyciężyli w I lidze od 3 marca. To jest ponad miesiąc. Naszych słów nie adresujemy do Karola Czubaka, który wzbudza sympatię chyba wśród wszystkich kibiców, daje z siebie na murawie zawsze 200% (dzisiaj oba gole strzelił, przez chwilę leżąc na murawie), nie mamy cienia zastrzeżeń do 23-latka - on akurat jest przykładem, jak ciężką pracą i zaangażowaniem można wywalczyć sobie szacunek trybun. Natomiast pozostała część drużyny prawdopodobnie nie zasługuje, by rywalizować w pierwszej połowie tabeli I ligi. Po sezonie pewnie nastąpi rozbiórka drużyny i nie jesteśmy pewni, czy połowa z tych zawodników znajdzie zatrudnienie na zapleczu Ekstraklasy. Mecze Arki w tym momencie ogląda się jak za karę, nie ma to nic wspólnego z rozrywką czy przyjemnością. Nawet, kiedy zespół prowadzi, i tak z góry wiadomo, jak to się skończy. Te remisy możecie sobie w dupę wsadzić. Tu jest Arka Gdynia, tu grało się zawsze o wysokie cele. Mamy mnóstwo pretensji - od właścicieli klubu, przez słup wpisywany w protokołach meczowych jako trener, po zawodników. Nie tyle o brak umiejętności, bo tego nie przeskoczy się z dnia na dzień. Ale o brak zaangażowania, ambicji, gryzienia murawy, dążenia do zwycięstwa za wszelką cenę - już jak najbardziej. Arka zatonęła w marazmie. Mecz za meczem ucieka, a w zespole panuje atmosfera spokoju, ciszy, bo przecież mamy czas, do końca sezonu zostało dużo grania, luzik arbuzik, czilera i utopia. Apelujemy po raz kolejny - jeśli nie nastąpi wstrząs, żółto-niebieskich zabraknie choćby w barażach o awans. O dalszej przyszłości klubu nie chcemy w tym momencie nawet myśleć, bo jawi się ona bardzo czarno. Następne spotkanie Arkowcy rozegrają za tydzień w niedzielę o 15:00, na Stadionie Miejskim w Gdyni zmierzą się ze Skrą Częstochowa.


GKS Tychy - Arka Gdynia 2:2

Bramki: Wołkowicz 60' i 90+8' (k) - Czubak 14' i 90+4'

Tychy: Jałocha - Połap, Nedić, Tecław, Wołkowicz - Żytek, Radecki, Czyżycki (74' Dzięgielewski) - Machowski (74' Dominguez), Mikita (90' Buchta), Rumin (69' Skibicki).

Arka: Kajzer - Stolc, Dobrotka, Azacki, Gojny - Stępień (74' Żebrowski), Milewski (90+5' Purzycki), Gol, Capanni (85' da Silva), Skóra - Czubak.

Żółte kartki: Wołkowicz, Radecki x2, Żytek - Dobrotka, Skóra, Czubak.

Czerwone kartki: Radecki - da Silva.

Sędzia: Paweł Pskit (Zgierz).

W 90+8. minucie Daniel Kajzer obronił rzut karny wykonywany przez Krzysztofa Wołkowicza (dobitka znalazła jednak drogę do siatki).